Jak wykorzystać internet do odświeżenia szafy i biblioteczki
Za pół euro, za dolara można było kupić rzecz i ją założyć. Ludzie
chodzili wśród tego i nie rozumieli. Tysiąc, dwa tysiące rodzajów
rzeczy dla każdego bez wyjątku. Wszystkich było stać na wszystko.
Mogli przebierać. Jeszcze dwadzieścia lat temu przy zakupie butów
naradzali się całą rodziną, jakby kupowali auto albo telewizor. Teraz
wszystko było za paczkę fajek albo dwie, za cztery litry benzyny, z
klamerkami, z ćwiekami, okuciami wokół dziurek, z blacharką i dżetami,
z frędzlami i na rzepy, i zatrzaski, sznurowane, na suwak, ze
wstawkami, z tygrysią skórką, lamparcią i antylopią, z odpinanymi
wywietrznikami, wszystko w stosach do przekładania, do przebierania,
przewalania, majtki na tuziny, skarpety na wiązki, kalesony w pęczkach
– nawet nie opłacało się rozwiązywać, dzielić na sztuki, bo wychodziły
jakieś niepoważne grosze… A.Stasiuk „Taksim”
Kwestia redystrybucji rozmaitych elementarnych dóbr – książek, ubrań, przedmiotów codziennego użytku – prowokuje do filozoficznych rozważań. Obiecuję unikać ich w tym tekście. Postaram się przybliżyć możliwości, jakie stwarza internet w sprzedawaniu, kupowaniu, wymienianiu i wyszukiwaniu potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy.
Punktem wyjścia będzie sytuacja, gdy szukamy jakiegoś ściśle określonego przedmiotu. Może to być specjalistyczna książka, której nakład się wyczerpał. Może to być para butów. Kolejnym warunkiem będzie: jak najtaniej. Taniej niż w sklepie, gdzie oba przedmioty kosztują minimum 200 zł. A my mamy szafę pełną niepotrzebnych książek (nie czytamy fantastyki, nie używamy żadnej z pięćdziesięciu książek kucharskich odziedziczonych po babci) lub starych, ale porządnych ubrań i butów, nie w naszym rozmiarze i stylu.
Porady
Jak wykorzystać internet do odświeżenia szafy i biblioteczki
Za pół euro, za dolara można było kupić rzecz i ją założyć. Ludzie
chodzili wśród tego i nie rozumieli. Tysiąc, dwa tysiące rodzajów
rzeczy dla każdego bez wyjątku. Wszystkich było stać na wszystko.
Mogli przebierać. Jeszcze dwadzieścia lat temu przy zakupie butów
naradzali się całą rodziną, jakby kupowali auto albo telewizor. Teraz
wszystko było za paczkę fajek albo dwie, za cztery litry benzyny, z
klamerkami, z ćwiekami, okuciami wokół dziurek, z blacharką i dżetami,
z frędzlami i na rzepy, i zatrzaski, sznurowane, na suwak, ze
wstawkami, z tygrysią skórką, lamparcią i antylopią, z odpinanymi
wywietrznikami, wszystko w stosach do przekładania, do przebierania,
przewalania, majtki na tuziny, skarpety na wiązki, kalesony w pęczkach
– nawet nie opłacało się rozwiązywać, dzielić na sztuki, bo wychodziły
jakieś niepoważne grosze…
A.Stasiuk „Taksim”
Kwestia redystrybucji rozmaitych elementarnych dóbr – książek, ubrań, przedmiotów codziennego użytku – prowokuje do filozoficznych rozważań. Obiecuję unikać ich w tym tekście. Postaram się przybliżyć możliwości, jakie stwarza internet w sprzedawaniu, kupowaniu, wymienianiu i wyszukiwaniu potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy.
Punktem wyjścia będzie sytuacja, gdy szukamy jakiegoś ściśle określonego przedmiotu. Może to być specjalistyczna książka, której nakład się wyczerpał. Może to być para butów. Kolejnym warunkiem będzie: jak najtaniej. Taniej niż w sklepie, gdzie oba przedmioty kosztują minimum 200 zł. A my mamy szafę pełną niepotrzebnych książek (nie czytamy fantastyki, nie używamy żadnej z pięćdziesięciu książek kucharskich odziedziczonych po babci) lub starych, ale porządnych ubrań i butów, nie w naszym rozmiarze i stylu.